Skip to main content

ABW i polityczna afera energetyczna


ABW i polityczna afera energetyczna

30 listopada 2013
ABW i polityczna afera energetyczna

Pod dywanem rządzącej PO jest ukrytych wiele gospodarczych afer, ale jedna wydaje się prawdziwą tykającą bombą. To sprawa zarządzania majątkiem megaenergetycznej polskiej spółki – Enea SA, w której pakiet kontrolny ma nadal Skarb Państwa. Wielowątkową sprawą Enei od wielu miesięcy zajmuje się ABW oraz prokuratura. Według nieoficjalnych informacji mają w nią być zamieszani także politycy PO i PSL. Czy zostanie ona ujawniona, czy raczej posłuży do rozgrywek wokół służb specjalnych?

Nieoficjalnie wiadomo, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy swojej działalności Zarząd Interesów Ekonomicznych ABW zebrał potężny materiał wskazujący na karną odpowiedzialność m.in. polityków obecnej koalicji rządzącej PO – PSL. Mieli być wśród nich m.in. były minister, były podsekretarz stanu oraz szef jednej z najważniejszych komisji sejmowych. Sprawa ma dotyczyć kilku tajemniczych transakcji, jakie w latach 2009 – 2012 firmowała Enea.

Tajemnice Enei pod przykrywką

ABW już kilka tygodni temu miała rozważać możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności kilku osób, w związku z zebranym materiałem dowodowym, który miał wskazywać na ich bezpośrednie zaangażowanie w sprawę. Gdyby jednak miało to dotyczyć ww. osób, pociągniecie ich do odpowiedzialności wymagałoby uchylenia im immunitetu poselskiego. Spółka Enea SA to jeden z trzech najważniejszych graczy na polskim rynku energetycznym. Jej udział w krajowym rynku sprzedaży energii elektrycznej wynosi ponad 16 proc. W skład Enei wchodzą m.in.: Enea Operator Sp. z o.o. w Poznaniu, Elektrownie Wodne Sp. z o.o. w Koronowie, Zakład Elektrowni Wodnych w Jastrowiu Sp. z o.o., Zespół Elektrowni Wodnych w Płotach Sp. z o.o., Elektrownia Kozienice SA w Świerżach Górnych k. Kozienic i Energobud Leszno Sp. z o.o. Wartość księgowa Enei wynosi obecnie 9 mld zł, natomiast jej rynkowa wycena jest równa 6,98 mld zł (przy cenie 15,8 zł za akcję). Struktura akcjonariatu wygląda następująco: 51,58 proc. akcji należy do Skarbu Państwa, 18,67 proc. akcji do koncernu Vattnenfall AB, zaś pozostałe 29,76 proc. to akcje pracownicze. Łącznie w Enei zatrudniony jest ponad 10 tysięcy pracowników. Na pewno możliwość rozdawania kart w Enei to łakomy kąsek dla polityków rządzącej koalicji.

W ostatnich latach spółka przechodziła procesy restrukturyzacji zarówno na poziomie wytwarzania, jak i sprzedaży oraz dystrybucji energii elektrycznej. Enea zaangażowała się również w projekty związane z budową pierwszej polskiej elektrowni jądrowej oraz wydobyciem gazu łupkowego.

Początek o wiele głębszej afery

Wokół Enei zaczęło się dużo dziać, gdy 26 września br. jej urzędujący prezes, Maciej Owczarek postanowił nieoczekiwanie zrezygnować z pełnionej funkcji, a kilka dni później został formalnie odwołany przez zarząd spółki. Dymisja Owczarka zbiegła się z podpisaniem kontraktu na około 6,5 mld zł na budowę nowego bloku węglowego w elektrowni Kozienice. Podpisany kontrakt był najdroższym kontraktem w historii polskiej energetyki. Pod rządami Owczarka Enea realizował kilka innych ważnych projektów. Firmą doradczą Enei była najpierw spółka inżynieryjno-doradcza Energy Management & Conservation Agency, a potem od 2010 r. kancelaria prawna CMS Cameron McKenna. W tej ostatniej pracowała młoda prawniczka Dominika Uberman, która w 2010 r. nawiązała osobiste relacje z prezesem Owczarkiem. Znajomość ta przerodziła się niebawem w małżeństwo. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kancelaria prawna w której pracował Uberman, nie dostawała intratnych zleceń od Enei, m.in. dostała zlecenie warte milion złotych na weryfikację tzw. SIWZ, sporządzonego wcześniej przez Energy Management&Conservation Agency, czyli byłego konkurenta Cameron McKenna. To strategiczny dokument. Bez akceptacji SIWZ przez zarząd spółki nie mogłaby się rozpocząć budowa nowego bloku węglowego w Kozienicach. Wiele wskazuje, że za tę samą pracę, którą wykonywała kancelaria Cameron McKenna, faktury VAT wystawiała Enei również Dominika Uberman – występująca z pozycji samodzielnego współpracownika Enei. W rezultacie Enea za sprawdzenie SIWZ zapłaciła dużo więcej niż za samo jego przygotowanie. Ale na tym nie koniec. Po zakończonej weryfikacji SIWZ prezes Maciej Owczarek, korzystając z uprawnień jakie dawała mu jego druga funkcja – przewodniczącego rady nadzorczej Elektrowni Kozienice – wywarł skuteczny nacisk, aby rada nadzorcza zleciła ponowny audyt SIWZ. Jako wykonawcę audytu wskazano znów kancelarię Cameron McKenna, tyle, że tym razem za pieniądze Elektrowni Kozienice. W kwietniu 2012 r. poseł Jan Cedzyński z Ruchu Palikota złożył w CBA, ABW oraz NIK-u zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Od tamtej pory wokół Enei zaczęła się robić gorąca atmosfera. We wrześniu 2012 r. prezes Owczarek podał się do dymisji. Miesiąc później, w październiku 2012 r. Dominika Uberman popełniła samobójstwo. Ale okazało się, że to dopiero początek o wiele głębszej afery energetycznej.

Drugie dno

Zaczęły pojawiać się kolejne podejrzenia, zwłaszcza w odniesieniu do całościowego zarządzania majątkiem Enei. Nieoficjalnie wiadomo, że ABW zdobyła dowody wskazujące na wiele innych podejrzanych kontraktów, jakie zawierała Enea i podległe jej spółki. Jednym z nich miał być kontrakt informatyczny, opiewający na kwotę 60 mln złotych, który miał być zawarty wbrew procedurom przetargowym. Jeszcze bardziej podejrzana okazał się inna transakcja. W 2011 r. Enea kupiła prywatne połączenie energetyczne między Polską a Białorusią za (według różnych informacji) od 15 do 30 mln zł, zlokalizowane w rejonie pomiędzy Wólką Dobrzyńską a białoruskim Brześciem. Spółką, która była jego właścicielem jest Annacond Enterprises spółka z o.o. Przez połączenie to miał płynąć prąd z Ukrainy przez Białoruś do Polski. Jednak, jak się okazuje, żaden prąd tamtędy nie popłynie. Według nieoficjalnych informacji w realizacje tej transakcji miała być zaangażowana wspomniana Dominika Uberman, a także znany poseł PO. Departament Postępowań Karnych ABW bada sprawę tej transakcji, ale już wiadomo, że ma do niej poważne zastrzeżenia.

Bondaryk jak Hoover?

Czy afera ujrzy światło dzienne i czy zamieszani w nią politycy koalicji zostaną pociągnięci do odpowiedzialności – tego na razie nie wiemy. Cała sprawa jest przedmiotem politycznej rozgrywki w samej PO. Na pewno najmocniejsze karty ma w tej rozgrywce szef ABW, Krzysztof Bondaryk, który mając takie asy w rękawie, może powalczyć o to, czego nie ma: dalsze zwiększenie zakresu uprawnień agencji i umocnienie swojej pozycji politycznej w rządzącym obozie. Gdyby to osiągnął stałby się na pewno kimś w rodzaju legendarnego szefa FBI J. Edgara Hoovera, który trzymał w szafie wszystkie grzechy amerykańskich polityków.

Autor jest dr. historii, przez wiele lat pracował w Urzędzie Ochrony Państwa, następnie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Był również członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. Wojskowych Służb Informacyjnych

Źródło – Gazeta Finansowa